Macierzyństwo

Kontrowersyjna metoda usypiania 3-5-7

Mająca swoich zwolenników i przeciwników metoda usypiania 3-5-7 budzi wiele kontrowersji. Zanim ją zastosujesz, przeczytaj! Dużo o niej słyszałaś? A może myślisz, że wiesz o niej już wszystko? Znasz kogoś kto podjął próbę i nauczył dziecko same zasypiać właśnie dzięki systemowi 3-5-7? Koniecznie podziel się swoimi spostrzeżeniami w komentarzu. Wcześniej jednak zapraszam Cię do przeczytania co ja myślę o tej metodzie i czy zdecydowałam się ją zastosować.

Jak wdrożyć metodę usypiania 3-5-7?

O samej metodzie dowiedziałam się już dawno temu kiedy to szukaliśmy z mężem jakiegoś skutecznego sposobu jak oduczyć synka usypiania na rękach. O ile małe 3 czy 4 kilogramowe dziecko cudownie jest tulić w ramionach o tyle 10 kilo robi już swoje. I owszem tulić i całować swoje dzieci z chęcią będę zawsze, ale może nie koniecznie moje ręce przebranżowię w hamak do usypiania ???? Tak więc wspólnie z Tomkiem czytaliśmy, pytaliśmy tych bardziej doświadczonych i tak w końcu trafiliśmy na – jak to autor określił – „najskuteczniejszą metodę usypiania dzieci”.

Pomijając fakt, że metoda ta od początku budziła moje wątpliwości to podjęliśmy próbę. A właściwie dwie albo trzy próby, ale za każdym razem się poddawałam. Z perspektywy czasu cieszę się, że nie wytrzymałam i powiedziałam dość praktycznie na samym początku jej stosowania. Nigdy nie udało nam się dojść nawet do pełnych 5 minut. Próby podjął się Tomek, kazał mi nawet wyjść z domu, ale matczyne serce płakało razem z zostawionym w łóżeczku Wiktorkiem. Przerywałam. Brałam i tuliłam w ramionach z całych sił. Kłótnia oczywiście zaliczona, kolejne dni przebiegały w ciszy małżeńskiej, ale to była dobra decyzja. Teraz wiemy to oboje. Dlaczego? O tym za chwilę. Dla mniej wtajemniczonych jeszcze krótko przypomnę zasadę postępowania przy metodzie 3-5-7.

Kwintesencja metody 3-5-7

Metoda ta polega na odłożeniu dziecka do łóżeczka i wyjściu z pokoju kładąc je spać. Ważne, aby moment ten nastąpił po wieczornych rytuałach: kąpieli, myciu ząbków, przeczytaniu bajki, wieczorynce czy innych, które stosujesz wieczorem. Życzysz dziecku dobrych snów i wychodzisz. Wracasz do dziecka jeżeli płacze (a będzie płakać na pewno) w odpowiednich odstępach czasu. Jak sama nazwa wskazuje najpierw po 3 minutach, potem po 5 i na końcu po 7. Ważne jest to, że jak wracasz to nie możesz wyjąć malucha z łóżeczka, przytulić go, nawet nie wskazane jest nawiązywanie kontaktu wzrokowego, żadnej rozmowy. Możesz przez chwilę pogłaskać, podrapać po pleckach, powiedzieć coś szeptem (ale nie wdawać się w dyskusje) i znowu wyjść nawet jeżeli nie udało Ci się uspokoić malucha. Twój czas w pokoju dziecka nie powinie być dłuższy niż 2 minuty. Metodę stosujesz do momentu, aż dziecko zaśnie. Obrazowo:

  • 3 minuty

Twoja obecność (max 2 minuty)

  • 5 minut

Twoja obecność (max 2 minuty)

  • 7 minut

Twoja obecność (max 2 minuty)

Powyższy schemat powtarzasz do momentu zaśnięcia dziecka

Na taką metodę trafiliśmy wtedy z Tomkiem. Oryginalnie jednak Ferber – twórca tej metody – podczas „wizyt” u dziecka polecał nie nawiązywanie żadnego kontaktu z dzieckiem ani wzrokowego ani rozmowy, ani nawet głaskania. Wskazuje on, że wracasz do pokoju, aby pokazać dziecku, że jesteś, a nie po to, aby je uspokoić. Dodatkowo zalecał on stopniowe zwiększanie czasu kiedy zostawiasz dziecko. W ten sposób w 7. dniu odkładasz dziecko i wychodzisz na 20 minut, a później nawet na 25 i 30!

Dlaczego jestem na „NIE!”?

Na początku warto sobie uświadomić, że płacz dziecka zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia to jego jedyny sposób komunikacji z nami. Nie potrafi ono jeszcze mówić więc wszystkie swoje potrzeby wyraża właśnie w ten sposób. I nie mam tutaj na myśli tylko: przewinięcia, nakarmienia, przebrania w czyste ciuszki, ale też przytulenia, dotyku, uśmiechu, obecności. Jesteśmy dla dziecka najbliższymi mu osobami. Przy nas czuje się szczęśliwe i bezpieczne. Jego płacz czasami może świadczyć po prostu o potrzebie bliskości. Dziecko podobnie jak my lubi być przytulane, całowane, lubi czuć naszą bliskość. Nie wiem jak Ty, ale ja też wolę zasypiać w objęciach mojego męża.

Zresztą trafiłam ostatnio na blogojciec.pl na pewien cytat od L. R. Knost:

Młode mamy często słyszą, że po tym jak dziecko zostanie nakarmione, umyte i przebrane, to gdy tylko zaczyna płakać, powinny je odłożyć, ponieważ „wszystkie jego potrzeby” zostały zaspokojone. Tymczasem ja mam nadzieję, że pewnego dnia wszystkie młode mamy słyszące te porady uśmiechną się wtedy pewnie i odpowiedzą: „Urodziłam dziecko, a nie tylko system trawienny. Moje dziecko ma mózg, który musi nauczyć się zaufania i serce, które pragnie miłości. Zaspokoję wszystkie te potrzeby: fizyczne, psychiczne i emocjonalne. I zareaguję na jego płacz, ponieważ płacz jest formą komunikacji, a nie manipulacji”.

Dlaczego więc metoda 3-5-7 jest tak skuteczna?

To proste. Po jakimś czasie maluch w końcu zasypia bo jest zwyczajnie zmęczony płaczem. Zapytasz pewnie dlaczego w takim razie w kolejnych dniach ten płacz trwa już krócej, a później milknie. To też jest proste. Dziecko milknie bo wie, że nikt nie zareaguje, że nikt do niego nie przyjdzie. Dlatego przestaje płakać. Nie wierzysz? Mnie ostatecznie przekonała pewna historia, która jakiś czas temu obiegła chyba cały świat. Po jej przeczytaniu zaczęłam po prostu płakać…

Jest to historia pewnej kobiety, matki, która w 2015 roku urodziła swoje pierwsze dziecko – dziewczynkę. To ona – Dayna zamieściła na swoim profilu na Facebooku zdjęcie jak śpi ze swoją córeczką w jej łóżeczku.

Zdjęcie zrobił jej mąż, który po powrocie z pracy do domu zastał właśnie swoją żonę mocno wtuloną w ich maleńkie dziecko. Pewnie zastanawiasz się co jest w tym takiego niezwykłego? Dlaczego historia tej kobiety stała się tak popularna?

Dlaczego weszła do łóżeczka swojej córeczki?

Jak sama napisała pod zdjęciem:

To było kilku tygodni temu, kiedy zbliżyłam się do łóżeczka w nadziei, że uspokoję moją ząbkującą, krzyczącą, przemoczoną od łez i zaczerwienioną na twarzy małą dziewczynkę.

Powodem dlaczego tak postąpiła było uczestnictwo jej i męża w pewnej katolickiej konferencji. Zresztą przeczytajcie sami co napisała Dayna:

„Pierwszy raz ja i Matt wyszliśmy gdzieś bez Luelli, aby uczestniczyć w pewnej katolickiej konferencji. Na tej konferencji misjonarz podzielił się swoją historią, która wstrząsnęła mną do głębi. Chwila, która na zawsze wypaliła moją delikatność, wzburzyła moje hormony, a serce świeżej mamy stało się 100 razy bardziej kruche po jej usłyszeniu. Ten misjonarz był w sierocińcu w Ugandzie i choć bywał w podobnych miejscach już wiele razy wcześniej, ten konkretny sierociniec był inny. Wszedł do żłobka, w którym było ponad 100 łóżeczek z dziećmi. Słuchał w zdumieniu i zastanawiał się, jak to możliwe, że w pomieszczeniu panowała zupełna cisza. Cisza, która jest rzadkością w żłobkach, nie mówiąc już o żłobku w którym jest 100 noworodków. Misjonarz zwrócił się do gospodyni tego miejsca i zapytał dlaczego w żłobku panuje taka cisza. Odpowiedź jaką uzyskał, jest czymś, czego nigdy, przenigdy nie zapomnę. Spojrzała na niego i odpowiedziała: Po około tygodniu od momentu kiedy tu trafiają i po niezliczonych godzinach kiedy domagają się uwagi, w końcu przestają płakać, kiedy zdają sobie sprawę, że nikt do nich nie przychodzi (…) przestają płakać, gdy zdają sobie sprawę, że nikt do nich nie przychodzi. Nie za 10 minut, nie za 4 godziny i być może już nigdy. Załamałam się. Dosłownie nie mogłam zebrać kawałków mojego serca rozrzuconego po podłodze audytorium. Ale jednocześnie, miesza się we mnie pragnienie, głód… i obietnica w moim sercu. Wróciliśmy do domu w nocy, Luella odpoczywała i razem kołysałyśmy się. I wtedy złożyłam jej obietnicę. Obiecałam jej, że zawsze będę do niej przychodzić. Zawsze. O 2:00 w nocy, kiedy usłyszę żałosne i rozpaczliwe piski przez elektroniczną nianię, przyjdę do niej. Jej pierwszy ból, jej pierwszy zawód miłosny… Przyjdziemy do niej. Będziemy tam, żeby ją wspierać, aby czuła, że może podejmować decyzje samodzielnie, a my będziemy ją w tym wspierać. Pokażemy jej poprzez nasze łzy i frustrację, że jest w porządku płakać i czuć. Że zawsze będziemy bezpiecznym miejscem i zawsze będziemy obok niej.”

Płaczesz? Ja jak pierwszy raz przeczytałam tą historię to łzy ciekły mi sznurkiem. Nie wiem czemu od razu przypomniała mi się ta chora metoda usypiania dzieci, zostawiania ich samych sobie, czekania aż się wypłaczą. Twoje serce, które rozpada się na tysiąc kawałków i ten mały człowiek, którego poddaje się tresurze. Za mocne słowa? Nie wydaje mi się. Dziecko nie umie liczyć, nie wie ile to jest 5 czy 7 minut dla niego te chwile samotności to przepaść, w której powoli znika i swoim płaczem prosi Cię abyś chwyciła tą małą rączkę i pomogła mu w Twoich objęciach bezpiecznie przejść do świata snu…

… dlatego nie polecam metody usypiania 3-5-7! A Ty?

Zobacz również